Na jednym z dachów znajdowała się Ikari. Na pierwszy rzut oka nie wyglądała na ożywieńca. Choć pozory mogły mylić. Zwłaszcza, że dziewczyna nic po sobie nie pokazywała. Nawet nie zwracała uwagi na to, że ktoś (wszyscy obecni shinobi) się w nią wpatruje, jakby była jakąś dziwną anomalią pogodową. Była obecna ciałem, ale nieobecna duchem.
Zresztą... coś w niej było nie tak. Wcześniej nie miała byakugan'a. Nie mówiąc już o połączeniu sharingan'a i byakugan'a na lewym oku. Może to wcale nie była Ikari? A może ktoś posiadł jej ciało, trochę pomoże broniącym, a potem zaatakuje od środka, w najbardziej dotkliwe miejsce?
Wszyscy popatrzyli na nią z nieufnością. Nikt nie wiedział, czego się po niej spodziewać. W tej chwili już nic nie trzymało się kupy. Niektórzy nawet zaczęli myśleć, że to tylko sen.
Ale snem to nie było.
W tej chwili, korzystając z chwili dezorientacji shinobi'ch z Konohy, ożywieńcy zaatakowali. Pierwsze rzędy już zaczęły walczyć. W pewnym momencie, nad tym tłumem przeleciały dwie osoby. Jedna z jednej strony, druga z drugiej. Starły się ze sobą w powietrzu, a następnie wróciły na swoje miejsca. Następnie zrobiły to ponownie, z tą tylko różnicą, że w stronę osoby należącej do broniących poleciała masa kunai'i z wybuchowymi notkami.
Ikari, pomimo byakugan'a i sharingan'a nie była w stanie ich wszystkich uniknąć, zwłaszcza, że miała na karku jeszcze atakującego przywódcę ożywieńców. Jeden z kunai'i już miał się w nią wbić, kiedy coś osłoniło dziewczynę przed bronią. Dziewczyna odwróciła się. Coś okazało się kimś. Wśród wybuchów notek, nie zdążyła zauważyć twarzy obrońcy. Była w stanie zobaczyć jednak spadające na ziemię skrawki zielonego materiału.
_________________________________________________________________________________
Mimo, że walka nadal trwała, większość nie brała w niej udziału. Zakazano im sie nawet zbliżać do pola walki. W zasadzie, to z Konohy walczyła tylko trójka shinobi'ch (w zasadzie dwójka i jedna kunoichi). Dla reszty stało się zbyt ryzykowne.
I nie chodziło tu o niebezpieczeństwo ze strony ożywieńców. Chodziło o ryzyko przypadkowego trafienia ze strony broniących. Największe było w przypadku rozjuszonej kunoichi. Po incydencie z wybuchowymi notkami, ta nagle zmieniła się nie do poznania. Sharingan zmienił się w mangekyou, jej włosy stały się bardziej białe, a ona sama nagle jakimś cudem zaczęła się sama z siebie unosić w powietrzu. Teraz to ona wiodła prym. Jej jedynym celem było dopaść dowódcę atakujących, nie dopuścić do kolejnych ofiar. Wszystko inne nagle przestało się liczyć. Nie zważała na lecącą w jej stronę broń. Nawet jej nie unikała. Po prostu pruła przed siebie. W jej oczach widniała rządza zemsty. Już kiedyś postanowiła sobie, że nikt nie będzie już musiał jej bronić. Ale okazało się, że ktoś jej przeszkodził w wypełnianiu postanowienia. Teraz miał za to zapłacić.
A raczej zapłaciłby gdyby nie to, że nagle znikł z pola walki. Gniew nastolatki przeszedł na ożywieńców. W końcu, jeśli przeciwnik miałby wrócić, to oni blokowaliby jej dostęp do niego. Naruto i Sasuke już od dobrego czasu z nimi walczyli. Trzeba było do nich dołączyć i ich wspomóc w walce.
Zmęczenie coraz bardziej ogarniało walczących. Ożywieńców było mnóstwo, dodatkowo, ci się nie męczyli. Koordynacja spadała, więc walczący mieli coraz większe trudności. Nie mówiąc już o refleksie, przez co coraz więcej kunai'i docierało do celu. Po pewnym czasie nikt z tej trójki nie był bez zadrapania. Sytuacja zaczęła robić się beznadziejna.
Pogorszyła się jeszcze bardziej, kiedy na miejscu pojawił się przywódca atakujących, z nowym ożywieńcem w szeregach. Nie był zbyt mocny, w porównaniu do innych. Nie należał nawet do joninów. A jednak to własnie jego pojawienie się postawiło obrońców Konohy w szachu.
_________________________________________________________________________________
Jedenasta część... jak ten czas szybko mija...
Jak zawsze czekam na komentarze ;)
kto to może być sm .... nie ważne kto by to nie był ( może shikami) i tak go pokonam !
OdpowiedzUsuń