WAŻNE!!!!

Nie czytajcie poprzednich opowiadań! Zaspoilerują wam najnowsze :'(

poniedziałek, 20 października 2014

I 12. To nie był sen, Lee.

   Promienie słońca wpadały przez okno wprost na śpiącego Lee. Ten powoli otworzył oczy. Na razie nie do końca do niego docierało, gdzie się znajduje i czemu obudził się w samo południe (w końcu zawsze wstawał bardzo wcześnie rano). No i czemu wokół niego jest tyle ludzi.
   Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że nie jest w swoim domu, tylko w szpitalu. Wokół niego skupiło się około piętnastu osób (jak oni się tam mieścili?), z czego część powinna nie żyć. Na przykład Neji. Więc dlaczego tutaj się znajdował? Reszta obecnych była (oprócz Asumy, no i wątpliwości były z Shikamaru) żywa, kiedy ostatnio ich widział. Ale coś mogło się zmienić. No, ale gdyby nie żyli, to nie byłoby szpitala. Czyli musieli żyć. Tylko, że obecność Neji'ego i Asumy temu zaprzeczała.
   Zresztą... ten sen o ataku na Konohę był co najmniej dziwny. Wszystko było tam takie realistyczne. Nawet czuł związany z tym wszystkim ból. I jeszcze ten moment, kiedy "umarł"... przecież powinien się po tym obudzić, ale tak się nie stało. Po tym śnie nadszedł następny, jeszcze dziwniejszy. Ze znalazł się po drugiej stronie walczących. Nie mógł sam nic zrobić. To ktoś nim sterował. I ten ostatni sen (to już po nim się obudził) był dużo krótszy od tego pierwszego i w zasadzie, nie skończył sie niczym gwałtownym. Po prostu się urwał.
   Lee popatrzył kolejny raz na obecnych. Gai uśmiechał się ciągle, od kiedy chłopak się obudził, zresztą stał też najbliżej. Zaraz za nim stał Naruto z Hinatą, Sakurą, Tenten, Neji'm (co raczej nie było normalne, zwłaszcza, że ten już nie żył od dobrych trzech lat), Kibą (dziwnie naburmuszonym) i Sasuke (po którym widać było, że wolałby być w tej chwili gdzie indziej). Za nimi (i tu znowu niespodzianka) Asuma (!), Shikamaru i banda świeżo upieczonych chuninów (Konohamaru i jego ekipa). Na końcu sali stał pochmurny Kakashi, zajmujący się bardziej swoimi myślami, niż tym, co się działo w pomieszczeniu.
   W tym momencie, Lee nie wiedział co zrobić, o co najpierw zapytać. Bo nie wiedział wielu rzeczy. Co tu robią Neji i Asuma, czemu jest w szpitalu, dlaczego zebrało się tu tak wiele osób... Nic nie było jasne. Łatwiej byłoby powiedzieć co wiedział, niż tego, co nie. No, ale od czegoś trzeba było zacząć.
   - Czemu jestem w szpitalu? - zapytał, powodując natychmiastowe zwrócenie uwagi na niego osób, które dotąd były zajęte rozmową (Naruto, Sakura, choć w ich przypadku była to kłótnia), zagłebionych w myślach (Kakashi) i obrażonych (Kiba). Zapadła niezręczna cisza. Kiedy uznano, że minął odpowiedni czas od zadania pytania, zamiast na nie odpowiedzieć, zaczęto się pytać o jego samopoczucie. Lee musiał odpowiadać po kilka razy i wielkokrotnie upewniać ich, że na pewno dobrze się czuje.
   No, ale musiał nastąpić moment, w którym pytania się skończyły. Chłopak poczuł, że to odpowiedni moment, żeby zadać inne pytanie (gdyby ponowił poprzednie pytanie, znowu by mu nie odpowiedzieli) :
   - Dlaczego... (w tym momencie zdał sobie sprawę z tego, że pytanie kogoś o to, czy nie powinien nieżyć jest trochę nie na miejscu) dlaczego... (chwila zastanowienia się o co w takim razie zapytać) dlaczego Kiba jest w złym humorze (bardziej się postarać chyba nie mógł)? - O dziwo to pytanie było najbardziej adekwatne, jeśli chciał się dowiedzieć czegoś więcej na temat tego, dlaczego tu jest.
   - Po prostu jest zazdrosny - odpowiedział Naruto. Pytanie, które przed chwilą padło nie było jednym z tych, na które zabroniono mu odpowiadać.
   - A czemu?
   - Bo to nie, za... Ał! - ostatni okrzyk blondyna by spowodowany silnym ciosem w głowę od Sakury. To skłoniło go do zmienienia odpowiedzi: - Bo Akamaru jest chory.
   - To wszystko wyjaśnia - zadowolił się Lee. Nawet nie zastanowiło go, co wcześniej chciał powiedzieć Naruto. Natomiast miał przemożną potrzebę podzielenia się swoim snem z innymi. Stąd też, po chwili ciszy, powiedział: - Chcecie wiedzieć co mi się śniło? - Oczywiście nie oczekiwał na to odpowiedzi, tylko od razu zaczął opowiadać: - Że Konoha została zaatakowana przez ożywieńców! - Po tym zdaniu miał nadzieję, że wywoła nim jakies zainteresowanie. Bardzo się zdziwił, kiedy usłyszał coś zupełnie innego, niż się spodziewał.
  - To nie był sen, Lee. To się naprawdę stało.
_________________________________________________________________________________

Gomene za to, że trochę późno sobie przypomniałam o dodaniu nowej notki. I przepraszam za to, że jest troszkę przegadana... Gomene :'(

2 komentarze:

  1. Lee nie jest moją ulubioną postacią ale rozdział jest ok. Ciekawa jestem co wydarzy się dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm.. krótkie, ale fajne. Dopiski autorki są rozbrajające xD
    Jestem ciekawa, o co chodzi, dlaczego nikt nic nie chce powiedzieć? :O
    Będę czekać na next i mam nadzieję, że tam się trochę wyjaśni ;)

    OdpowiedzUsuń