WAŻNE!!!!

Nie czytajcie poprzednich opowiadań! Zaspoilerują wam najnowsze :'(

poniedziałek, 17 listopada 2014

I 17. To koniec

   Tydzień. Niemoc znikła. Przyszła Słabość. Nie można było się jeszcze ruszyć z łóżka. Za to można było podnieść rękę, nogę lub inną część ciała. Wniosło to jednak nie wiele zmian. Głównie zwiększyło ilość guzów na głowie Lee i  zwiększyło dystans między nim, a łóżkiem Ikari.
   Ten dzień miał być taki sam, jak reszta. Nic ciekawego się nie zapowiadało. Za oknem zwykły spokój Konohy. Około dziesiątej przyszedł Lee. To była już jego stała godzina, kiedy miał już załatwione to, miał do załatwienia, a reszta dnia pozostawała mu wolna. Oczywiście czas wolny poświęcał na urozmaicanie czasu Ikari. Jego średnim wynikiem były dwa guzy i pięć siniaków na dzień (w zależności od humoru i sprawności kunoichi). Siłą rzeczy wynik co dzień się polepszał. Jednak trzeba przyznać, że wizyty u Ikari nie polegały tylko na waleniu biednego Brewki. Więcej było żartów, rozmów i śmiechu.
   Jednak z upływem czasu, Ikari robiła się coraz bardziej zamyślona i zadumana przerywała rozmowę, żeby popatrzeć w stronę okna. W jej oczach pojawiała się tęsknota. Czasami zadawała pytanie:
   - Jeszcze nie wrócił, prawda? - zawsze wypowiadane melancholijnym tonem, ciężkim i smutnym.
   - Nie - odpowiadał Lee. Nic się nie zmieniało.
   Choć w zasadzie, tego dnia sprawy potoczyły się inaczej. Do sali wbiegł zdyszany Naruto, z wielkim uśmiechem na twarzy.
   - Kakashi-sensei wrócił! - oznajmił krzykiem i zaraz potem wypadł z sali i jak oszalały wybiegł ze szpitala na ulicę.
   - Jednak wrócił - sprostował Lee, który chwilkę wcześniej odpowiedział na melancholijne pytanie Ikari przecząco (czyli jak zawsze).
   - No wiesz, no nie zauważyłam... - w głosie nastolatki pojawiła się nutka sarkazmu. W tej samej chwili spróbowała przemóc niechcącą ją opuścić Słabość i chociaż usiąść na łóżku. Niestety nie udało się. - A jednak nie uda mi się go teraz zobaczyć...
   - Pomogę ci - Lee, widząc słodkie oczka, jakimi spojrzała na niego Ikari (prawie tak słodkie, jak oczka Puszka ze Shreka XD), postanowił odegrać rolę podpory i podprowadził dziewczynę do okna (tak ogólnie rzecz biorąc, to po prostu ją tam zaniósł).
   Akurat w tym momencie srebrnowłosy szedł ulicą, na której znajdował się szpital. Dodatkowo nie sam. I pisząc to, nie mam na myśli Naruto, ani nikogo innego z jego drużyny. Bo co prawda oni też tam byli, ale mi chodzi o kogoś zupełnie innego. Była to osoba znana Ikari dotąd tylko ze zdjęć rodzinnych i opowiadań jej taty.
   Była to jej mama. Do czasu walki z Nim, była oficjalnie uznana za umarłą. Dopiero wtedy wyszło na jaw, że jest inaczej. Prawda okazała się całkiem inna niż na to wyglądało. Jednak nikt nie wiedział, dlaczego, kiedy Ikari miała zaledwie roczek, jej mama została posłana na misje, z której już nie wróciła do domu... nikt nie wiedział, czemu tak się stało.
   Dlatego też dwa tygodnie wcześniej, a tydzień po pamiętnej walce z Nim, Kakashi wyruszył na poszukiwania. Nie wiadomo było, czy się powiodą, czy nie okaże się, że to na marne, ale trzeba było spróbować. Zwłaszacza, że poszukiwania odwracały uwagę od niedawnych wydarzeń, od bólu i niepokoju. Bo co jest gorsze, niż poczucie, że coś złego dzieje się z własną córką, że może ona cierpi, ale nie da się nic na to zaradzić. Takie coś gryzie od środka, nie pozwala normalnie funkcjonować... chyba, że coś się w danej chwili robi (paradoks). Dlatego wyruszył na misję, której szanse na powodzenie były bilskie zera. Żeby nie czuć bólu.
   Jednak wejście do wioski rozdrapało stare rany. Minione wydarzenia powróciły z podwójną siłą, raniąc mocniej. Mimo powodzenia misji dopadła go depresja, której nie przegonił nawet Naruto swoimi wygłupami.
   I wtedy z okna sali szpitalnej usłyszał krzyk. Popatrzył w tamtą stronę i...
_________________________________________________________________________________

To już ostatnia część tego opowiadania. Na inną historię będziecie musieli/musiały trochę poczekać. Nie mam pomysłu jak to zacząć. A raczej nie, miałam, ale doprowadzało to w pewnym momencie do kiczu (a przynajmniej według mnie, jak czytałam mojej koleżance to nawet jej się podobało, więc sama nie wiem, co już o tym myśleć)....
Mam nadzieję, że szybko mi jakiś pomysł wpadnie do głowy....
Na sam koniec chciałabym podziękować za te 1000 wejść :) to strasznie motywuje :) 
I może na sam, ale naprawdę na koniec: jak wam się podobało opowiadanie? Czego powinnam unikać w następnym?

1 komentarz:

  1. popatrył w tamtą stronę i skamieniał a na jego twarzy wylądowała patelnia ( pozwoliłam siobie dokończyć ) w końcu doczekałam się super notki ( olbo dobrego chumoru) ja chce następną !!!!!

    OdpowiedzUsuń