WAŻNE!!!!

Nie czytajcie poprzednich opowiadań! Zaspoilerują wam najnowsze :'(

środa, 22 lipca 2015

III 3. Masz już kogoś innego

        Cieplutkie promyki, jasnego słońca... aż się nie chciało wstawać. Ręka przesunęła się po trawiastym podłożu, na którym leżała rosa. Jak była mała, zastanawiała się, czy można by było ją całą zebrać i się w niej umyć... Zapowiadał się dzień niczym nie różniący się od pozostałych. I to prawdopodobnie bez deszczu. Bardzo gorący i suchy. No i czekały ją jak zwykle codzienne, rutynowe zajęcia. Najpierw polowanie, potem zjedzenie śniadania, następnie...
        Nagle ręka natknęła się na coś sypkiego. Nie jak sól, czy piasek, ale bardziej jak... popiół. Więc to jednak nie był sen. Naprawdę wróciła do wioski.
        Naprawdę straciła jedną z najważniejszych osób w swoim życiu.
        Kokoro powoli otworzyła oczy. Czuła się tak, jakby przed chwilą ktoś dał jej porządnie z liścia. Cała przyjemność poranka minęła, ustępując bólowi utraty. Kobieta wolno usiadła. Wokół nie czekało na nią stado. Kazała im czekać na siebie, żeby nie zwracać za bardzo uwagi. No bo wystarczy pomyśleć: w jej wieku nie było już żadnych członków klanu Okami, a ona sama uchodziła za umarłą. Widok kobiety ze stadem wilków wzbudziłby niemałe poruszenie, a tego przecież nie chciała. Chcąc, nie chcąc, musiała kontynuować poszukiwania bez nich. I zakończyć je jak najszybciej.
        Ponownie wyszła na tą samą ulicę. Skoro widziała go wcześniej, mogła też zobaczyć tego dnia. Rozglądaj się, patrz dookoła, szukaj jego zapachu. Tu nic, tam też, z tyłu tak samo. Obok jakaś kobieta, dalej jakieś dziecko, tam daleko jakiś starszy facet. Zapach jajek (zgniłych zresztą), jabłek i... czy to jego? Nagle słychać ten głos... podniosła głowę. To on! Serce zaczęło walić jak oszalałe, czuła, jakby zaraz miało jej wyjść z klatki piersiowej. Biegnij! Przedzieraj się przez tłum, nie daj mu znowu zniknąć! Jest coraz bliżej, dawaj jeszcze trochę! Już nie daleko!
       - Kakashi! - Kokoro wypadła z tłumu jak torpeda. Na ten krzyk szarowłosy odwrócił się zdziwiony. Razem z nim idąca obok niego kobieta z około dziewięcioletnim synkiem. Była dziwnie blisko niego...nawet trzymał ją za rękę.
       - Kakashi, znasz tą kobietę? - nieznajoma zapytała Hatake. - Bo ona wygląda tak, jakby ciebie, kochanie, znała...
       Zaraz, zaraz, zaraz... "kochanie"? Ona powiedziała do niego "kochanie"?
       - Kim pani jest? - Kokoro nie wiedziała, co o tym myśleć. Jak mu teraz odpowiedzieć? To oczywiste, że jej nie poznał, to oczywiste, że NIKT jej nie poznał... ale kim była ta kobieta?
       - Jestem Kokoro... - odpowiedziała bez pewności siebie. W tym momencie szarowłosy zbladł. Zresztą podobnie jak nieznajoma.
       - A pani nie powinna nie żyć? Kakashi mówił, że jego poprzednia żona umarła.
       Te słowa były jak sztylet wbity prosto w jej serce. "Poprzednia żona"? "POPRZEDNIA"?! Czy to by oznaczało, że ona...? Że on...?
       W tym momencie Hatake westchnął i powiedział, jakby zmęczonym głosem:
        - Może nie rozmawiajmy o tym na ulicy. Chodźmy do domu, tam wszystko sobie wyjaśnimy.
        Kokoro nic nie mówiąc, kiwnęła twierdząco głową, po czym udała się za szarowłosym i nieznajomą z dzieckiem.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
        To wszystko było jak jakiś koszmar. Ta cała rozmowa, opowiadanie Kakashi'ego o tym, jak dwa lata po jej "śmierci" napadli jego i ich córkę shinobi, którzy podpalili ich dom, przez co mała zginęła, o tym jak poznał swoją aktualną żonę, Hitomi, niedługo po tym, jak po wojnie został hokage...
        I to spojrzenie kobiety, jakby chciała powiedzieć: "Wynoś się i nie zajmuj mojego męża."... To wszystko sprawiało jej okropny ból. Dlatego, kiedy upewniła się, że w tym akurat momencie nikt na nią nie patrzy, wyjęła z kieszeni środek usypiający i wsypała to do napojów tej dwójki. Następnie poczekała, aż zacznie działać i wybiegła z domu.
         Tłumiąc łzy, Kokoro zaczęła biec przed siebie. Nieważne gdzie, byle jak najdalej. Potrącała ludzi, mijała sklepy, przewracała dzieci... ale co ją to obchodziło? Nic już się nie liczyło. Straciła córkę, dom, męża... wszystko nagle zawaliło jej się na głowę. Wszystko jej zabrano.
          Dotarła do pozostałości bo ich domu. Zaczęła płakać. Położyła się na trawie, chcąc zasnąć i nigdy się nie obudzić. Szybko jej się to udało. No, ale nie na zawsze.
          - Przepraszam, proszę pani... - zbudził ją spokojny, kobiecy głos. Wśród światła zachodzącego słońca zobaczyła zielonooką, brązowowłosą kobietę, tą samą, na którą natknęła się dzień wcześniej. Tym razem była bez córki.
___________________________________________________________________________________
Jako taka wena mi wróciła i ta część wyszła mi nieco dłuższa :) Mam nadzieję, że się podobała. ;)

wtorek, 14 lipca 2015

III 2. Szukając...

        To było jak zły sen. Nie zauważyła nawet, jak po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Inaczej sobie wyobrażała to wszystko. Myślała, że wróci do domu, że znowu będzie szczęśliwa z rodziną... a tu nagle takie... coś. Zamiast wśród rodziny, w przytulnym pokoju, klęczała nad grobem córki na cmentarzu. Dwadzieścia cztery lata - tyle minęło od jej śmierci. Miała tylko trzy latka i tyle życia przed sobą...
        - Ikari... - wyszeptała ledwo słyszalnie, jakby chcąc przywołać ją z powrotem. Mimo, że wiedziała, że to nic nie da. Pod wpływem impulsu kobieta wstała i zaczęła biec przez cmentarz sprawdzając dokładnie każdy nagrobek. Przy ostatnim padła na kolana i tłumiąc kolejną falę płaczu, zaciskając dłonie, krzyknęła z pretensją:
        - Jak mogłeś jej dać umrzeć?! Czemu... czemu...? - dalej przerwał jej niepohamowany szloch. Nie znalazła jego nagrobka. Musiał żyć. Więc czemu pozwolił ich córce umrzeć? I jak teraz wygląda jego życie? Skoro umarła, czy znalazł sobie nową rodzinę? A może pozostał sam? Pamięta o nich, czy już zapomniał? Miała tyle pytań... na która natychmiastowo potrzebowała odpowiedzi. Jednak jedynym sposobem, żeby się ich dowiedzieć było odnalezienie go i spytanie się osobiście. Ale gdzie mógł być? Może w tym momencie akurat jest na misji? Nieważne, czy był, czy nie, trzeba było spróbować. Kobieta wstała w pełni zdecydowana. Szybkim krokiem wyszła z cmentarza, po czym wybiegła na jedną z bardziej ruchliwych ulic. Wśród tylu ludzi najłatwiej byłoby na niego się natknąć, choć też najtrudniej dostrzec i dotrzeć. Ale nawet jeśli musiałaby tu stać do wieczora, musi go znaleźć.
        Nerwowo zaczęła się rozglądać dookoła. Tu jakiś kapelusz, tam dziwnie ułożone czerwone włosy, jeszcze gdzie indziej dzieciak z założoną maską. Ale gdzie ON mógł się znajdować? Tu nie, tam też nie.... Obok znowu przeszła jakaś matka z dzieckiem. Czemu to musi jej o tym przypominać?! Czemu nagle wszystko się uwzięło, żeby jeszcze bardziej cierpiała?! To było niesprawiedliwe, takie...
        Nie wiedzieć czemu, nagle jej uwagę przykuła postać tej samej kobiety z około siedmioletnią córką, z którą zderzyła się wcześniej. Była w mniej więcej tym samym wieku, w jakim byłaby Ikari, jakby żyła. Nawet jej włosy były tego samego koloru, nie mówiąc o oczach. I choć na tym skończyły się podobieństwa, to jednak patrząc na nią, nie potrafiła nie pomyśleć o córce. Czy gdyby nie zginęła, wyglądałaby właśnie jak ona? Czy też miałaby dziecko? Już na samą myśl o tym, kobiecie chciało się płakać. Gdzie ON jest?! Kiedy go wreszcie spotka i wszystkiego się dowie?!
        Tu nic, tam też, z tył tak sa... nie! Tych włosów nigdzie nie przeoczy! Nikt na całym świecie nie miał takich szarych odstających włosów! Nie zastanawiając się nad niczym, zaczęła przedzierać się przez tłum. Raz po raz jego fryzura migała jej między głowami przechodniów, ale kobieta nie potrafiła się do niego zbliżyć, zawsze ktoś stawał jej na drodze, nie pozwalał. Aż w końcu... zniknęła. Ot tak po prostu.
        Słońce zaczęło zachodzić. Dalsze poszukiwania przestały mieć sens. Trzeba było odpocząć i kolejnego dnia zacząć dalej. Ale, no właśnie, gdzie miała się podziać? Nie miała już przecież domu, na ulicy też nie byłoby wskazane, żeby spała, bo czasem dziwne typy się tam pałętały i mogłoby się to źle skończyć. Pozostawało jeszcze miejsce, gdzie kiedyś znajdował się jej dom. Ale czy chciała tam wracać? Powrót tam rozdrapałby jej stare rany, znowu towarzyszyłby jej ten ból. Co nie oznaczało, że miała lepsze wyjście z tej całej sytuacji. Chcąc, nie chcąc, musiała przenocować właśnie tam. 
         Niechętnie skierowała się w kierunku jej dawnego domu. Wlokąc nogi, bez jakichkolwiek chęci do życia, po półgodzinie marszu doszła na miejsce. Wybrała sobie najmniej twardy kawałek ziemi i położyła się, wpatrując się w gwiazdy. Przypomniało jej się, jak z mężem kiedyś właśnie tutaj rozbili sobie namiot. Wpatrywali się wtedy w rozgwieżdżone niebo i właśnie wtedy postanowili, że jak się pobiorą, to kupią sobie pobliski dom. Właśnie ten, który teraz był jedynie stertą popiołu. 
        - Gdzie teraz jesteś, Kakashi? - zapytała cicho, roniąc łzę. - Czemu cię przy mnie nie ma?
_________________________________________________________________________________
Jak zawsze zacznę od przeprosin za długość :'( po tak długiej przerwie nie zdążyłam wrócić do normy :/ Ale mam nadzieję, że się podobało :) Choć myślę, że nie każdy lubi taki ciężki klimat :'( Kolejną część postaram się dodać jak najszybciej.