To nie mogła być prawda. To, co powiedział medyk... nie. Czemu? Może to była pomyłka? Nie. Nie było mowy o żadnej pomyłce. Więc czemu? Czemu to musiało spotkać akurat ją? Osobę, która na to nie zasługiwała? Co prawda żyje, udało jej się uratować życie, ale... Tego już się nie da naprawić. Zostanie na całe życie.
Jeszcze nie można było do niej wejść. W tej chwili spała i nie można było jej przeszkadzać. Zresztą Lee nie miałby serca na razie jej zawracać głowy. Nie wiedział, jak zareaguje, kiedy go zobaczy. Może znowu go wyzwie, tak jak często to robiła przed tamtą feralną misją? Albo się na niego rzuci? Albo zrobi coś innego, bo jego widok przypomni jej to, co przeszła? Nic nie było wiadomo.
Brewka lekko odsunął drzwi od sali, w której leżała. Popatrzył na nią przez szparę. W tamtej chwili, wyglądała uroczo, utkwiona w błogim śnie. Jak nieświadome niczego dziecko. Jej widok wzruszyłby niejednego. Mimo, że wyglądała prawie jak mumia. Cała w bandarzach, jedynie twarz i palce wolne od białej tkaniny (i włosy, ale to szczegół). Bardzo ładnie się jednak w nich kamuflowały, bo skóra dziewczyny była bardzo blada. Prawie taka, jak u martwej osoby.
W tym momencie o swoim istnieniu przypomniał głód. Głośniej, niż przedtem, bradziej skręcając kiszki Lee. Trzeba było coś zjeść. Brewka sprintem pobiegł do Ichiraku Ramen. Na miejscu znajdował się juz Naruto (no kto by się spodziewał...). Zajadał piątą miskę ramenu. Wspaniałego, przepysznego, przepięknie pachnącego, aromatycznego ramenu. Aż ślinka na sam widok ciekła. Lee usiadł koło blondyna.
- Ohayo, Naruto-kun.
- Ohayo, Brewka - słowa te wypowiedziane były nie wyraźnie z powodu makaronu w ustach. - Dopiero teraz wróciłeś z treningu?
- W zasadzie to nie. Nawet go nie skończyłem.
- Ty i nie kończenie treningu?! - Naruto aż przerwał jedzenie. - Nie jesteś aby chory? A może coś ci się stało?
- Nie, nie, nic z tych rzeczy - spróbował uspokoić go Lee. - Po prostu...
- To ktoś cie napadł? Może On wrócił?! - przerwał mu blondyn.
- Nie... - ponownie spróbował wytłumaczyć mu Brewka - po prostu w trakcie treningu znalazłem...
- Trupa?! Zabłakanego, bezdomnego kotka? Zakopany w dziurze ramen?
- Nie, pod drzewem leżała...
- Leżała? Kto leżał?
- Pozwól mi dokończyć. Bo tam była...
- Kto? Kto?
- Tam była Ikari - to zdanie Lee powiedział na jednym wydechu, żeby Naruto nie zdążył mu przerwać.
- Co?! - blondyna zamurowało. - Jak to?
- No po prostu, tam była.
- No ale jak? Po prostu leżała i się obijała, jakby nigdy nic?!
- Nie... - i tu Lee rozpoczął mozolne tłumaczenie całej sytuacji Naruto.
_________________________________________________________________________________
Biel. Biały sufit. Chociaż... nie. Nie był do końca biały. Był kremowy. Albo tak się po prostu zdawało z powodu wpadającego do środka zachodzącego słońca. Słońce. Jak dawno go nie widziała. W tamtym momencie wydawało się najpiękniejszą rzeczą w całym wszchświecie. Nic nie mogło być piękniejsze od niego. O jak chciałaby dotknąć go ręką... albo chociaż wyciągnąć w jego stronę dłoń...
Ale Niemoc nie pozwalała. Była jak jakiś ciężki głaz przywiązany do każdego fragmentu jej ciała. Nie pozwalała nawet ruszyć palcem. Nie zmieniała jednak faktu, że miejsce, w którym się znalazła było jakby rajem. Wygodnie, jasno... tylko ta cisza była taka sama, jak tam. Dlatego, nie była zbyt przyjemna. Nic jej nie zakłucało, nawet przelatujące owady (których tam nie było).
Toteż ulgą dla uszu był szmer rozsuwanych drzwi. Zakłucił tą uciążliwą ciszę, pomógł uwolnić się od męczących myśli. Po szmerze były odgłosy kroków, zbliżające się z każdą sekundą, które stały się jedną z ładniejszych melodii dla uszu. Melodią, która odpędzała ciszę.
A zaraz po niej, lekkie chrząkniecie, zwracające uwagę. Odwróciła głowę w stronę źródła i zobaczyła. Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Bo to nie był sen. Naprawdę ten cały koszmar się już skończył. Naprawdę znalazła się u swoich.
- Jak się czujesz? - dobiegł ją jego głos. Wcześniej drażnił, teraz wręcz przeciwnie, był najpiękniejszy na świecie.
- W miarę dobrze... tylko nie mogę się ruszyć - odpowiedziała. - Ile mnie nie było?
- Prawie dwa tygodnie.
- Naprawdę? Zdawało mi się, że to była wieczność...
W tym momencie ze zdziwieniem zaobserwowała zmianę wyrazu jego twarzy. Szybko jednak zrozumiała o co chodzi. Jej zachowanie musiało mu się wydać nienormalne. W końcu w normalnych warunkach już dawno miałby guza na głowie.
- Nie mów, że aż tak bardzo się zmieniłam - powiedziała ze śmiechem.
- Stałaś się jakaś inna.
- Czasami ludzie się zmieniają... ale nie martw się. To, że cię jeszcze nie walnęłam jest spowodowane tym, że nie mogę się ruszyć. Aż tak bezpieczny jak wyzdrowieję nie będziesz mógł się czuć.
- A szkoda... - biedaczyna chwilę wcześniej był nawet gotów pomyśleć, że to, że go nie wyzwała od pedofili (nawet nie miała okazji, bo się do niej nie zalecał) było znakomitą oznaką tego, że będą parą.
_________________________________________________________________________________
Ten rozdzialik jest przedostatnią częścią opowiadania (no chyba, że ktokolwiek chce, żeby to kontynuowała, no to będą dalsze części, jak nie, to zaczne pisać inne). Mam nadzieję, że się podobało.
smmmm ja..... ech beznadzieja znasz moją opinie
OdpowiedzUsuń