WAŻNE!!!!

Nie czytajcie poprzednich opowiadań! Zaspoilerują wam najnowsze :'(

środa, 22 lipca 2015

III 3. Masz już kogoś innego

        Cieplutkie promyki, jasnego słońca... aż się nie chciało wstawać. Ręka przesunęła się po trawiastym podłożu, na którym leżała rosa. Jak była mała, zastanawiała się, czy można by było ją całą zebrać i się w niej umyć... Zapowiadał się dzień niczym nie różniący się od pozostałych. I to prawdopodobnie bez deszczu. Bardzo gorący i suchy. No i czekały ją jak zwykle codzienne, rutynowe zajęcia. Najpierw polowanie, potem zjedzenie śniadania, następnie...
        Nagle ręka natknęła się na coś sypkiego. Nie jak sól, czy piasek, ale bardziej jak... popiół. Więc to jednak nie był sen. Naprawdę wróciła do wioski.
        Naprawdę straciła jedną z najważniejszych osób w swoim życiu.
        Kokoro powoli otworzyła oczy. Czuła się tak, jakby przed chwilą ktoś dał jej porządnie z liścia. Cała przyjemność poranka minęła, ustępując bólowi utraty. Kobieta wolno usiadła. Wokół nie czekało na nią stado. Kazała im czekać na siebie, żeby nie zwracać za bardzo uwagi. No bo wystarczy pomyśleć: w jej wieku nie było już żadnych członków klanu Okami, a ona sama uchodziła za umarłą. Widok kobiety ze stadem wilków wzbudziłby niemałe poruszenie, a tego przecież nie chciała. Chcąc, nie chcąc, musiała kontynuować poszukiwania bez nich. I zakończyć je jak najszybciej.
        Ponownie wyszła na tą samą ulicę. Skoro widziała go wcześniej, mogła też zobaczyć tego dnia. Rozglądaj się, patrz dookoła, szukaj jego zapachu. Tu nic, tam też, z tyłu tak samo. Obok jakaś kobieta, dalej jakieś dziecko, tam daleko jakiś starszy facet. Zapach jajek (zgniłych zresztą), jabłek i... czy to jego? Nagle słychać ten głos... podniosła głowę. To on! Serce zaczęło walić jak oszalałe, czuła, jakby zaraz miało jej wyjść z klatki piersiowej. Biegnij! Przedzieraj się przez tłum, nie daj mu znowu zniknąć! Jest coraz bliżej, dawaj jeszcze trochę! Już nie daleko!
       - Kakashi! - Kokoro wypadła z tłumu jak torpeda. Na ten krzyk szarowłosy odwrócił się zdziwiony. Razem z nim idąca obok niego kobieta z około dziewięcioletnim synkiem. Była dziwnie blisko niego...nawet trzymał ją za rękę.
       - Kakashi, znasz tą kobietę? - nieznajoma zapytała Hatake. - Bo ona wygląda tak, jakby ciebie, kochanie, znała...
       Zaraz, zaraz, zaraz... "kochanie"? Ona powiedziała do niego "kochanie"?
       - Kim pani jest? - Kokoro nie wiedziała, co o tym myśleć. Jak mu teraz odpowiedzieć? To oczywiste, że jej nie poznał, to oczywiste, że NIKT jej nie poznał... ale kim była ta kobieta?
       - Jestem Kokoro... - odpowiedziała bez pewności siebie. W tym momencie szarowłosy zbladł. Zresztą podobnie jak nieznajoma.
       - A pani nie powinna nie żyć? Kakashi mówił, że jego poprzednia żona umarła.
       Te słowa były jak sztylet wbity prosto w jej serce. "Poprzednia żona"? "POPRZEDNIA"?! Czy to by oznaczało, że ona...? Że on...?
       W tym momencie Hatake westchnął i powiedział, jakby zmęczonym głosem:
        - Może nie rozmawiajmy o tym na ulicy. Chodźmy do domu, tam wszystko sobie wyjaśnimy.
        Kokoro nic nie mówiąc, kiwnęła twierdząco głową, po czym udała się za szarowłosym i nieznajomą z dzieckiem.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
        To wszystko było jak jakiś koszmar. Ta cała rozmowa, opowiadanie Kakashi'ego o tym, jak dwa lata po jej "śmierci" napadli jego i ich córkę shinobi, którzy podpalili ich dom, przez co mała zginęła, o tym jak poznał swoją aktualną żonę, Hitomi, niedługo po tym, jak po wojnie został hokage...
        I to spojrzenie kobiety, jakby chciała powiedzieć: "Wynoś się i nie zajmuj mojego męża."... To wszystko sprawiało jej okropny ból. Dlatego, kiedy upewniła się, że w tym akurat momencie nikt na nią nie patrzy, wyjęła z kieszeni środek usypiający i wsypała to do napojów tej dwójki. Następnie poczekała, aż zacznie działać i wybiegła z domu.
         Tłumiąc łzy, Kokoro zaczęła biec przed siebie. Nieważne gdzie, byle jak najdalej. Potrącała ludzi, mijała sklepy, przewracała dzieci... ale co ją to obchodziło? Nic już się nie liczyło. Straciła córkę, dom, męża... wszystko nagle zawaliło jej się na głowę. Wszystko jej zabrano.
          Dotarła do pozostałości bo ich domu. Zaczęła płakać. Położyła się na trawie, chcąc zasnąć i nigdy się nie obudzić. Szybko jej się to udało. No, ale nie na zawsze.
          - Przepraszam, proszę pani... - zbudził ją spokojny, kobiecy głos. Wśród światła zachodzącego słońca zobaczyła zielonooką, brązowowłosą kobietę, tą samą, na którą natknęła się dzień wcześniej. Tym razem była bez córki.
___________________________________________________________________________________
Jako taka wena mi wróciła i ta część wyszła mi nieco dłuższa :) Mam nadzieję, że się podobała. ;)

wtorek, 14 lipca 2015

III 2. Szukając...

        To było jak zły sen. Nie zauważyła nawet, jak po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Inaczej sobie wyobrażała to wszystko. Myślała, że wróci do domu, że znowu będzie szczęśliwa z rodziną... a tu nagle takie... coś. Zamiast wśród rodziny, w przytulnym pokoju, klęczała nad grobem córki na cmentarzu. Dwadzieścia cztery lata - tyle minęło od jej śmierci. Miała tylko trzy latka i tyle życia przed sobą...
        - Ikari... - wyszeptała ledwo słyszalnie, jakby chcąc przywołać ją z powrotem. Mimo, że wiedziała, że to nic nie da. Pod wpływem impulsu kobieta wstała i zaczęła biec przez cmentarz sprawdzając dokładnie każdy nagrobek. Przy ostatnim padła na kolana i tłumiąc kolejną falę płaczu, zaciskając dłonie, krzyknęła z pretensją:
        - Jak mogłeś jej dać umrzeć?! Czemu... czemu...? - dalej przerwał jej niepohamowany szloch. Nie znalazła jego nagrobka. Musiał żyć. Więc czemu pozwolił ich córce umrzeć? I jak teraz wygląda jego życie? Skoro umarła, czy znalazł sobie nową rodzinę? A może pozostał sam? Pamięta o nich, czy już zapomniał? Miała tyle pytań... na która natychmiastowo potrzebowała odpowiedzi. Jednak jedynym sposobem, żeby się ich dowiedzieć było odnalezienie go i spytanie się osobiście. Ale gdzie mógł być? Może w tym momencie akurat jest na misji? Nieważne, czy był, czy nie, trzeba było spróbować. Kobieta wstała w pełni zdecydowana. Szybkim krokiem wyszła z cmentarza, po czym wybiegła na jedną z bardziej ruchliwych ulic. Wśród tylu ludzi najłatwiej byłoby na niego się natknąć, choć też najtrudniej dostrzec i dotrzeć. Ale nawet jeśli musiałaby tu stać do wieczora, musi go znaleźć.
        Nerwowo zaczęła się rozglądać dookoła. Tu jakiś kapelusz, tam dziwnie ułożone czerwone włosy, jeszcze gdzie indziej dzieciak z założoną maską. Ale gdzie ON mógł się znajdować? Tu nie, tam też nie.... Obok znowu przeszła jakaś matka z dzieckiem. Czemu to musi jej o tym przypominać?! Czemu nagle wszystko się uwzięło, żeby jeszcze bardziej cierpiała?! To było niesprawiedliwe, takie...
        Nie wiedzieć czemu, nagle jej uwagę przykuła postać tej samej kobiety z około siedmioletnią córką, z którą zderzyła się wcześniej. Była w mniej więcej tym samym wieku, w jakim byłaby Ikari, jakby żyła. Nawet jej włosy były tego samego koloru, nie mówiąc o oczach. I choć na tym skończyły się podobieństwa, to jednak patrząc na nią, nie potrafiła nie pomyśleć o córce. Czy gdyby nie zginęła, wyglądałaby właśnie jak ona? Czy też miałaby dziecko? Już na samą myśl o tym, kobiecie chciało się płakać. Gdzie ON jest?! Kiedy go wreszcie spotka i wszystkiego się dowie?!
        Tu nic, tam też, z tył tak sa... nie! Tych włosów nigdzie nie przeoczy! Nikt na całym świecie nie miał takich szarych odstających włosów! Nie zastanawiając się nad niczym, zaczęła przedzierać się przez tłum. Raz po raz jego fryzura migała jej między głowami przechodniów, ale kobieta nie potrafiła się do niego zbliżyć, zawsze ktoś stawał jej na drodze, nie pozwalał. Aż w końcu... zniknęła. Ot tak po prostu.
        Słońce zaczęło zachodzić. Dalsze poszukiwania przestały mieć sens. Trzeba było odpocząć i kolejnego dnia zacząć dalej. Ale, no właśnie, gdzie miała się podziać? Nie miała już przecież domu, na ulicy też nie byłoby wskazane, żeby spała, bo czasem dziwne typy się tam pałętały i mogłoby się to źle skończyć. Pozostawało jeszcze miejsce, gdzie kiedyś znajdował się jej dom. Ale czy chciała tam wracać? Powrót tam rozdrapałby jej stare rany, znowu towarzyszyłby jej ten ból. Co nie oznaczało, że miała lepsze wyjście z tej całej sytuacji. Chcąc, nie chcąc, musiała przenocować właśnie tam. 
         Niechętnie skierowała się w kierunku jej dawnego domu. Wlokąc nogi, bez jakichkolwiek chęci do życia, po półgodzinie marszu doszła na miejsce. Wybrała sobie najmniej twardy kawałek ziemi i położyła się, wpatrując się w gwiazdy. Przypomniało jej się, jak z mężem kiedyś właśnie tutaj rozbili sobie namiot. Wpatrywali się wtedy w rozgwieżdżone niebo i właśnie wtedy postanowili, że jak się pobiorą, to kupią sobie pobliski dom. Właśnie ten, który teraz był jedynie stertą popiołu. 
        - Gdzie teraz jesteś, Kakashi? - zapytała cicho, roniąc łzę. - Czemu cię przy mnie nie ma?
_________________________________________________________________________________
Jak zawsze zacznę od przeprosin za długość :'( po tak długiej przerwie nie zdążyłam wrócić do normy :/ Ale mam nadzieję, że się podobało :) Choć myślę, że nie każdy lubi taki ciężki klimat :'( Kolejną część postaram się dodać jak najszybciej.

czwartek, 30 kwietnia 2015

III 1. Powrót

        Ulice Konohy były takie spokojne. Ponieważ od dłuższego czasu (tzn. kilkunastu lat) nie było żadnej wojny, Wioska Liścia rozwijała się w zawrotnym tempie. A pomyśleć, że jak ostatnim razem tu była...
        Ale trzeba pamiętać, że od tego czasu minęło całe 26 lat. Siłą rzeczy, byłoby coś nie w porządku, gdyby Konoha była taka sama jak wtedy.
        Czterdziestopięcioletnia kobieta uśmiechnęła się pod nosem. Już tyle lat minęło... Była ciekawa, jak się ma jej mąż z ich córką. Może już została nawet babcią?
        Zaczęła iść w stronę miejsca, gdzie spodziewała się znaleźć dom, w którym kiedyś mieszkała z rodziną. Powoli mijając kolejne uliczki, pełne o tej porze ludzi, zbliżała się do momentu, kiedy znowu ich zobaczy. Nie wiedziała, jak zareagują na jej powrót po tak długim czasie. Kunoichi przystanęła. A może najpierw powinna sprawdzić na cmentarzu, czy nie ma tam już swojego grobu? I potem, od razu, kiedy by weszła, zaczęłaby od wyjaśnień? Chociaż... nie, to bez sensu. I tak się by zorientowała po ich minach, a tłumaczyć i tak by musiała. To byłaby tylko strata czasu. Ruszyła dalej, pogrążając się w myślach i wyobrażając sobie, jak to wszystko będzie wyglądać.
          Jak należało się spodziewać, przez to wszystko nie zauważyła idącej na nią, najwidoczniej też zamyślonej dwudziestoparolatki i nastąpiło między nimi zderzenie. Wskutek tego obie upadły na ziemię.
          - Bardzo panią przepraszam... - zaczęła się tłumaczyć kobieta, bardzo szybko się podnosząc i pomagając wstać czterdziestolatce. Obok niej stała siedmioletnia czarnowłosa dziewczynka, która zaczęła zbierać upuszczone przez upadek zakupy. Najwidoczniej byłą jej córką.
          - Wszystko dobrze, mamo? - zapytała, tym samym potwierdzając przypuszczenia, podchodząc do brązowowłosej, z pozbieranymi pakunkami. Widząc, że kiwa twierdząco głową, oddawszy rzeczy, podeszła do starszej pani: - A z panią wszystko dobrze?
          Kobieta przytaknęła, podnosząc się z ziemi z pomocą dwudziestolatki. Dopiero teraz pomyślała sobie, że jest trochę sta... phi, czterdzieści pięć lat i stara? Skąd jej to przyszło do głowy?! Jeszcze nie czas, żeby mówić o podeszłym wieku!
          To myśląc, podniosła się do końca, z taką stanowczością, jakby chciała to właśnie pokazać. Widząc to, dwudziestolatka, która w ten sposób upewniła się co do dobrego stanu kobiety, razem z córką zaczęła iść w swoją stronę.
          - "Ciekawie pachną..." - pomyślała czterdziestolatka, jak już się trochę oddaliły - "Tak znajomo..."
          Ignorując to, ruszyła jednak dalej. Już nie mogła się doczekać spotkania z rodziną i szkoda jej było czasu na rozmyślanie nad takimi sprawami. W tamtej chwili nie było jej to w ogóle potrzebne, a tylko opóźniłoby jej dotarcie do domu. Co jednak nie zmieniało faktu, że nagle, zamiast o rodzinie, zaczęła myśleć o woni tych dwóch osób.
          - "Pewnie kiedyś czułam podobny zapach i teraz mi się przypomniał...tak, to na pewno to" - przyszło jej w końcu do głowy, co w końcu pomogło jej o tym zapomnieć. Pozwalając jej znowu w pełni oddać się rozmyślaniom o najbliższych.
         Już powoli zaczęła dochodzić do celu. Wcześniej, zawsze mniej więcej w tym momencie zaczynał dobiegać ją zapach kwiatów z jej ogrodu. Niemniej, nie czując ich, nie była tym zdziwiona. Jej mąż nigdy nie miał ręki do roślin.
          Zostały tylko dwie uliczki. Napięcie wzrastało. Nie wiedziała do końca, czego się spodziewać. Nie wiedziała nawet, czy zastanie kogoś w domu. Może akurat wszyscy byli na misji? Wtedy mogłaby im zrobić niespodziankę i przywitać ich w środku. O ile tylko nie zmieniali zamka od drzwi wejściowych, co było bardzo prawdopodobne.
         Już tylko jedna. Nagle ogarnęło ją złe przeczucie. Nie wiedziała czemu. Tak po prostu. W pustej, wyludnionej uliczce, nadzwyczaj głośno rozbrzmiewały odgłosy jej kroków. Ta cisza była nie do zniesienia, musiała jak najszybciej tam dotrzeć, zobaczyć chociaż ich dom...
         W mgnieniu oka znalazła się na ulicy, na której się znajdował. Choć w zasadzie to nie była ulica. Była to polana, niedaleko pól treningowych. Poza tym, sąsiadującą z lasem, niewielką częścią wioski, nieochronioną murami. Aż dziw, że nikt nigdy jeszcze nie pomyślał, żeby tamtędy zaatakować Konohę.
         Kobieta stanęła jak wryta. Przetarła ze zdumieniem oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi.
         Pogorzelisko.
         Tylko tyle zostało z jej domu. Dodatkowo wyglądało na już dość stare. Z walącym sercem, podeszła do gruzów. Zastanawiając się, co tu mogło się wydarzyć przykucnęła i chwyciła w rękę trochę popiołu. Miała nadzieję, że nie znajdowały się w nim żadne szczątki ważnej dla niej osoby.
         Gwałtownie wstała i zaczęła biec w stronę cmentarza. Musiała upewnić się, że nie ma tam ich nazwisk, że nikt nie zginął, że po prostu teraz mieszkają gdzie indziej... Po drodze potrącała masę ludzi, nie za bardzo się tym przejmując. W jej głowie znajdowała się tylko jedna myśl, żeby jak najszybciej tam dotrzeć i się wszystkiego dowiedzieć. W oczach kręciły jej się łzy.
          Jak wichura wpadła na cmentarz. Dopiero tam się zatrzymała. Zaczęła chodzić od grobu do grobu, czytając wyryte nazwiska. Była już na końcówce i zaczynała już się cieszyć z tego, że jednak żyją, kiedy jej wzrok zatrzymał się na jednym z nagrobków. Kobieta upadła na kolana, czując jak jej całe życie zawala się brutalnie na jej głowę.
__________________________________________________________________________________
        I oto przed wami pierwszy rozdzialik mojego nowego opowiadania. Wiem, że niestety długością nie poraża, sama nawet planowałam, żeby był dłuższy, ale tak nie za bardzo mi to wyszło. A że chciałam zakończyć właśnie w tym momencie, to niestety musiałam tak krótko. Obiecuję, że postaram się kolejną zrobić o wiele dłuższą :)
        PS. Nie uważacie, że Kishimoto powinien sobie darować pisanie tych spin-off''ów? Już teraz sam zaczyna sobie przeczyć...

piątek, 24 kwietnia 2015

Opowiadanie III Prolog

       Wyszarzałe zdjęcie leżało głęboko ukryte na dnie już dość starej, zniszczonej szuflady. Lekko naderwane i postrzępione, miało, mimo swojego złego stanu, największą wartość dla jego właściciela. Było to jedyne zdjęcie, które przedstawiało dwie najważniejsze osoby, które dawno temu stracił.
         Ale, skoro było najważniejsze, to czemu leżało ukryte i zapomniane? Większość ludzi trzyma takie zdjęcia na widoku, ładnie obramowane. A tu zostawione na dnie i zapomniane, zdążyło się nawet zakurzyć. Po co zdjęcie, na które nikt i tak nie patrzył? O którym nikt nie wiedział, oprócz samego właściciela, który i tak je schował? Bał się. Stan zdjęcia był tak zły, że przy nieostrożnym traktowaniu mogłoby się rozpaść, dlatego musiał nawet zrezygnować z patrzenia na nie, by mogło przetrwać. Zwłaszcza, że nawet jego podniesienie z miejsca przechowywania mogłoby spowodować rozpad pamiątki.
          Ten gest obrony paradoksalnie sprawił jednak, że w końcu zdjęcie straciło swoją wartość. Razem z szafą zostało spalone.
_____________________________________________________________________________________
Postanowiłam napisać nowe opowiadanie. Z okazji tego, że pojawiło się Naruto Gaiden pomyślałam, że akcja nowego opowiadania będzie się toczyć mniej więcej w tym samym czasie. Co i tak nie zmienia faktu, że uważam, że Kisiel, pisząc to, musiał być co najmniej lekko podchmielony, bo to, co nawyprawiał to istna katastrofa i postanowiłam nieco zmienić warunki nowego uniwersum. Mam nadzieję, że będzie wam się podobać.

wtorek, 21 kwietnia 2015

Gomenne

Przepraszam, że od dłuższego czasu nic tu nie napisałam. Niestety na dłuższy czas opuściła mnie wena, dodatkowo zdałam sobie sprawę, że ostatnio pisane opowiadanie nadaje się tylko do kosza... Ostatnio znalazłam jednak nową nadzieję i chciałabym znowu zacząć pisać. Ale potrzebuję pomocy. Chciałabym wiedzieć, czy lepiej kontynuować zaczęte ostatnio opowiadanie (hm... ostatnio, czyli kilka miesięcy temu...), czy może zacząć nową historię. Jeżeli nową, to jakie wątki najchętniej byście widzieli/widziały? I co powinnam poprawić w stylu pisania? Proszę o pomoc... Liczę na was :)

poniedziałek, 8 grudnia 2014

II 1. Wydostać się z tego miejsca

   Kiedy się obudziłam, znowu znajdowałam się w celi. Wróciłam do punktu wyjścia. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, po raz pierwszy od kiedy umarli moi rodzice, ogarnęła głęboka rozpacz. Zaczęły mnie dręczyć pytania,, które towarzyszyły mi już od dłuższego czasu, ale dopiero teraz zdałam sobie z nich sprawę. Czemu akurat mnie to spotyka? Przecież nic złego nie zrobiłam! Czy to chodzi o to, że tata złamał zakaz? Jeśli tak, czemu to mnie spotyka za to kara? Czemu nie mogę wyjść na zewnątrz, tylko muszę gnić w tej ciemnej i dusznej celi? Po rozpaczy przyszła złość. Zdenerwowana, walnęłam z całej siły ręką w ścianę. Jednak tym czynem udało mi się tylko złamać kończynę. Nic więcej.
    W pewnym momencie usłyszałam skrzypienie krat na zawiasach. Po chwili ktoś chwycił mnie za rękę i zaciągnął poza budynek, a następnie wpakował do jakiegoś pudła. Następnie mocno je zamknął, nie zostawiając nawet dziurek, żebym mogła oddychać. Już po dwóch minutach zaczął się kończyć dostępny tlen i zaczęłam się dusić. Na szczęście po pewnym czasie otworzono pudło. Na nieszczęście wyrzucono mnie z niego na ziemię tak, że upadłam na złamaną rękę, a następnie zostawiono mnie samą w lesie. Jedynym pozytywem tamtej sytuacji było dla mnie to, że znajdowałam się poza celą. Ale niestety biorąc pod uwagę mój stan to tak nie dokońca było czymś dobrym. Tam miałam chociaż zapewnione pożywienie. Skromne, ale chociaż było. Tutaj nie miałam nic, a ze złamaną ręką zdobyć go też nie było jak. Zresztą nawet pomijajac kwestię ręki, to nie uszłabym nawet kilku kroków bez kogoś, kto by mnie trzymał. A tutaj nie miałam co na to liczyć. Z braku innego lepszego pomysłu położyłam się na ziemię. Zasnęłam, mimo, że był środek dnia.

***

    - Patrzcie!
    - Kim ona jest?
    - Skąd się tu znalazła?
    - I czemu tu jest?
    Powoli zaczęłam się budzić. Zobaczyłam trzy osoby. Jedną dziewczynkę i dwóch chłopców. Byli mniej więcej w moim wieku. Na głowach mieli opaski ze znakiem, przypominający liść, takie same, jakie mieli moi rodzice. Byli ninja.
    - Obudziła się! - zauważył jeden z chłopaków (miał najbardziej zdecydowane spojrzenie z całej trójki i wyglądał na ich przywódcę).
    - To co robimy, Konohamaru-kun? - zapytała dziewczyna.
    - Może spróbujemy się czegoś o niej dowiedzeć? - zapytał drugi z chłopców.
    - Dobra myśł - Konohamaru (a przynajmniej tak wywnioskowałam z rozmowy) popatrzył w moją stronę i zapytał: - Jak masz na imię?
    Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Prawdę mówiąc, nie pamiętałam, jak mam na imię. Mówi się, że człowiek ma imie, dopuki ktoś go używa. A więc ja nie miałam imienia już od dziesięciu lat. W odpowiedzi na pytanie Konohamaru tylko pokręciłam przecząco głową, na znak że nie wiem.
    - Jak można nie znać swojego imienia? - zapytała dziewczyna.
    - Albo go w ogóle nie mieć? - zapytał się ten drugi chłopak.
    - A ile masz lat? - ignorując komentarze tamtej dwójki, Konohamaru spróbował chociaż czegoś się o mnie dowiedzieć. Na nieszczęście, tego tez nie wiedziałam. Podobnie, jak gdzie mieszkam (bo nigdzie nie mieszkałam).
    Po tej krótkim odpytaniu postanowili, że mnie zabiorą do Wioski Liścia. Nazwa ta wydawała mi się lekko znajoma, choć nie mogłam sobie przypomnieć, skąd ją kojarzyłam. Widząc mój stan, cała trójka skleciła dla mnie prowizoryczne nosze, na które mnie położyli, a następnie udali się w stronę Konohy. Tak ogólnie, to zorientowałam się, że to Konoha, kiedy dotarliśmy do bramy. Wspomnienia powróciły. Już wiedziałam, czemu nazwa "Wioska Liścia" wydawała mi się tak znajoma. Po prostu kiedyś był tu mój dom. Dopóki wszystko nie runęło w gruzach.

_________________________________________________________________________________

Zgodnie z obietnicą nowa notka :) Mam nadzieję, że się podobała (i przepraszam za to, że jest krótka, ale niestety nie miałam zbyt dużo czasu na jej napisanie).

sobota, 29 listopada 2014

Opowiadanie II Prolog - dziewczynka, której życie było piekłem

W końcu znalazłam pomysł na nowe opowiadanie :) Bedzie miało kilka wspólnych rzeczy z tym poprzednim, ale tylko kilka (w tym postać Ikari, z którą nie potrafię się rozstać ;)) Obiecuję, że nie będę już pisać scenek zalatujących kiczem. Życzę miłego czytania :)
_________________________________________________________________________________
  

Od dziecka towarzyszyła mi ciemność. A konkretnie od trzeciego roku życia. Wtedy zginęli moi rodzice, a mnie samą zamknięto tutaj. Nie ma tu dostępu do światła, nie mogę też nawiązać kontaku ze światem zewnętrznym. Traktują mnie tu, jak jakąś rzecz, jak broń, którą wykorzystają, jak tylko nadejdzie potrzeba. Nie mówią na mnie po imieniu. Używają słów "ona", "ty", "mała".
    A przynajmniej tak było do czasu, kiedy skończyłam trzynaście lat. W pierwszych dniach października przyszło dwoje ludzi w maskach, którzy od razu otworzyli drzwi mojej celi. Za nimi znajdowało się jeszcze kilku takich jak oni. Spojrzałam na nich nieufnie. Nie wiedziałam, czego ode mnie chcieli, czemu tu przyszli. Jednak nie potrafiłam się ich zapytać. Przez dziesięć lat zapomniałam kompletnie, jak rozmawiać. Jedynymi słowami, których używałam, były: "tak" i "nie". Co prawda rozumiałam, co mówią inni, ale sama nie potrafiłam.
    W pewnym momencie jeden z nich podszedł do mnie i chwycił za rękę. Przestraszona spróbowałam się wyrwać. Nic to nie dało. W takim stanie, w jakim byłam, nie mogłam nic zrobić. Miałam ledwie trzynaście lat, wyglądałam na maksymalnie osiem, pod skórą widać było moje kości. No ale nie było co się dziwić. Jedzenia dostawałam tylko tyle, żebym mogła przeżyć. Stąd też, po zaledwie kilku minutach marszu, z powodu tego skąpego żywienia, a także braku ruchu od dłuższego czasu, nogi odmówiły mi posłuszeństwa i trzeba było mnie nieść.
    Po pewnym czasie znaleźliśmy się poza budynkiem, w którym była moja cela. Moim oczom ukazała się ulica pełna domów, jednakże nie było na niej nikogo. Jednak wcale mnie to nie zdziwiło. Był w końcu środek nocy, ludzie normalnie o tej porze śpią. Popatrzyłam w górę. Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu miałam okazję zobaczyć gwiazdy. No i księżyc. Ale tej nocy był jakiś taki inny, czerwony. Jego widok powodował dreszcze.
    Na zewnątrz było dużo lepiej niż w celi. Powietrze było świeższe i czystsze. Kiedy pierwszy raz wzięłam oddech, zakręciło mi się w głowie. W porównaniu do tego dusznego i stęchłego z ciągle zamkniętej celi, to było czymś niesamowitym.
    Z tego wszystkiego nawet nie zauważyłam, jak doszliśmy do jakiegoś czarnego, niskiego budynku. Wniesiono mnie do środka. Nim się obejrzałam, już znajdowałam się na środku narysowanego okręgu.
    - Pieczęcie. Zrób. - usłyszałam głos kogoś z zamaskowanych, Wiedziałam, o co chodzi. Wykonałam polecenie. W jednej chwili poczułam, jak opuszcza mnie cała moja siła. Straciłam przytomność.
_________________________________________________________________________________

Nowe notki będą się pojawiać od 8 grudnia, jak zawsze w poniedziałek :)